

Związek który wymagał poświęceń
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-66915-27-5
©Karolina Milcarz i Wydawnictwo Agrafka 2021 REDAKCJA I KOREKTA
Sylwia Lewandowska
SKŁAD I ŁAMANIE
Studio Grafpa
OKŁADKA
Krzysztof Fabrowski
DRUKI OPRAWA
Print Group
WYDAWCA
Wydawnictwo Agrafka
ul. Macierzankowa 15, 64-514 Przecława e-mail: wydawnictwo.agrafka@gmail.com www.wydawnictwoagrafka.pl
Czasami poświęcając samych siebie, popełniamy błąd,
za który przyjdzie nam zapłacić po czasie…
KILKA SŁÓW OD AUTORKI
Każda książka, po którą sięgamy, zawiera ukryty
przekaz, a naszym zadaniem jako czytelnika jest go odnaleźć podczas czytania. W mojej
książce przekazów jest kilka i mam nadzieję, że odnaj - dziesz wszystkie.
Jeśli podczas czytania, treść dotknie cię w jakikolwiek sposób, to przepraszam. Nigdy nie chciałam, nikogo urazić.
PROLOG
Czasami jest tak, że nasz mózgnie chce przyjąć do
siebie pewnych informacji, wypiera je z siebie, pozostawiając nas z czarną dziurą wgłowie. Nie
taką, którą każdy mógłbyzobaczyć i doniej zajrzeć, wrzu - cając przy okazji swoje śmieci, tylko taką wewnętrzną, o której wiemy tylko my.
Ja o swojej dziurze w głowie, wiedziałam od mniej więcej czterech lat i chociaż czasami próbowałam z nią walczyć, to w efekcie końcowym, okazywałam się zbyt słaba – a ona zbyt silna. Dlatego odpuszczałam, pocie - szając się myślą, że pewnego dnia, po prostu zniknie. Tak samo jak ból, który nosiłam wsobie po stracie jedynego mężczyzny, którego kochałam i byłampewna, że nigdy nie przestanę kochać, chociaż odszedł dawnotemu, a szanse na to, że wróci, były niewielkie.
Gdymiałamwięcej czasu, siadałam nabalkonie i delek - tując się smakiemkawy, wracałam myślami dodnia, który
6
był tym ostatnim, gdy go widziałam. Wcale nie odszedł dlatego, że przestało mu zależeć, czy też dlatego, że nie potrafiliśmy ze sobą być. Odszedł, bo nagle stanął przed wyborem, a ja nie chciałam mu go utrudniać. Podjęłam decyzję za niego, zatajając przed nim ważny szczegół. Wprzeciwnym razie, z pewnością, wybrałby mnie.
Tobiasz przyjechał po mnie na zakończenie ostatniego roku szkolnego. Przede mną wprawdzie zostały jeszcze matury, ale byłam ich pewna, tak samo, jak tego, że mój chłopak, ucieszy się z niespo - dzianki, którą miałamdla niego. Nie byliśmy razem zbyt długo, bo tylko cztery miesiące, ale znaliśmy się wcześniej, znacznie dłużej. Tobiasz był przyja - cielem mojego brata i częstym gościem w naszym domu. Jadał z nami śniadania, obiady, a czasami również i kolacje. Wpiątki wieczorami, kiedy nie musiałam na następny dzień iść do szkoły, siada - liśmy w salonie i oglądaliśmy filmy, albo rozma - wialiśmy. O wszystkim i o niczym. Od początku, niewidzialna iskierka przeskakiwała między nami, sprawiając, że w swoim towarzystwie czuliśmy się inaczej. Jednak bycie razem, było niemożliwe. Nie tylko przez różnicę wieku, ale również przez to, że Tobiasz nie był sam. Dopiero na trzy tygodnie przed moją studniówką, coś się zmieniło. Bal był
7
coraz bliżej, a ja nie miałam z kim na niego pójść. Nie chciałam zapraszać byle kogo, nie chciałam się wstydzić. Wtedy z odsieczą przyszedł Tobiasz. Powiedział, że rozstał się z Elizą i jeśli nadal nie mam partnera, to może nim zostać. Zgodziłam się niemal od razu. Wdniu studniówki przyjechał po mnie z kwiatami, a mama zrobiła nam pamiąt - kowe zdjęcie, mówiąc, że razem wyglądamy pięknie. Wramionach Tobiasza przetańczyłam prawie całą noc, a nad ranem zabrał mnie do siebie i chociaż żadne z nas tego nie planowało, poszliśmy do łóżka. Dla mnie to był pierwszy raz, ale nie żałowałam, że zdecydowałam się na ten krok, akurat wtedy. To był idealny moment.
– Cześć kochanie – powiedziałam wesołym gło - sem, wsiadając do jego samochodu i odrywając się od wspomnień. – Możesz być ze mnie dumny. Same piątki i szóstki.
Pochyliłam się, żeby go pocałować, ale odsunął głowę, unikając przy okazji mojego spojrzenia. Dobry humor zniknął. Zastąpiły go złe przeczu - cia i nieprzyjemny ucisk w żołądku.
– Musimyporozmawiać –powiedział poważnym tonem. – Tylko może nie tutaj. Masz ochotę coś zjeść? Coś się stało. Czułam to. Inaczej, nie zacho - wywałby się w ten sposób. Dowiedział się od kogoś
8
o mojej niespodziance, którą miałam dla niego? To niemożliwe. Oprócz mnie nikt o tym nie wiedział. To była tajemnica.
– Wszystko wporządku? – Zczułością dotknęłam jego dłoni, ale szybko ją zabrał.
– Zaraz – warknął, co nie zdarzało musię zbyt często. – Musisz być taka niecierpliwa?
Ten ton, on mi się nie podobał. Zawsze, kiedy go używał, to źle się kończyło. Był zwiastunem złych wiadomości. Nie chcąc pokazać, że jego zachowanie mnie zabolało, odwróciłam głowę wkierunku okna. Liczyłamnato, że za chwilę przeprosi, ale nadal mil - czał. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed McDonaldem. Zgasił silnik i wysiadł z auta, kom - pletnie mnieignorując. Oniemiała,siedziałam przez chwilę, poczymrównież wysiadłami zaczęłamza nim biec. Dogoniłamgo dopiero wlokalu, gdzie stał przed wielką tablicą, zastanawiając się, na co ma ochotę. – Tobiasz… – Dotknęłam jego ramienia. Wzdry - gnął się i strącił moją dłoń. Zabolało, bo jeszcze nigdy mnie nie odtrącił. – Zapomniałeś, że jestem z tobą? Odwrócił się wmojąstronę, posyłając mi lodowate spojrzenie, którego nie roztopiłyby nawet afrykań - skie upały. Znerwów, żołądek zawiązał się w supeł. – Otobie nie da się zapomnieć – warknął wście - kle. – Bo nie dajesz spokoju, nawet na pięć sekund.
9
Kolejny, bezpodstawny cios, wymierzony prosto w moje serce. Co się z nim nagle stało? Dlaczego stał się taki zimny? Nie rozumiałam tej zmiany, bo wcześniej nic na nią nie wskazywało.
– Powiedz mi, co się stało – szepnęłam błagalnym tonem. – Proszę.
– Jestem głodny – stwierdził, po czym z powrotem odwrócił się wstronę podświetlanej tablicy. – Biorę dla nas, to co zwykle.
Było miwszystko jedno. Przez jego dziwne zacho - wanie, całkowicie straciłam apetyt. Inaczej wyobra - żałam sobie ten dzień. Ateraz nie wiedziałam, czy powinnam mupowiedzieć, czy może lepiej poczekać na bardziej odpowiedni moment, aż mu przejdzie. Gdy nasze zamówienie było już gotowe, Tobiasz zabrał je i poszedł z nim do stolika, stojącego naj - dalej od pozostałych. Zajęłam miejsce naprzeciw mężczyzny, wysunęłam stopę z czółenka i przesunę - łam nią po łydce Tobiasza, tym samym podejmu - jąc ostatnią próbę. Po chwili wydał z siebie pomruk niezadowolenia i przesunął nogi. Wgłowie miałam coraz większy mętlik.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam, kiedy zjadł swojego cheeseburger‘a. Ja skubałam frytki, próbując się do nich zmusić. – Wiem, że coś jest nie tak. Tylko nie wiem, co.
10
Odsunął od siebie pustą tacę. Wytarł usta, a następnie dłonie w chusteczkę i spojrzał gdzieś ponad moją głową.
– Eliza jest wciąży – powiedział powoli i wyraź - nie. – Dzisiaj się dowiedziałem.
Nie docierało do mnie to, co usłyszałam. Dla - czego, zaczął się tym przejmować? Przecież odszedł od niej. Zostawił ją, bo chciał być ze mną. Czemu, więc o niej mówił?
– To chyba dobrze?
Eliza była w tym samym wieku, co mój brat i Tobiasz. Dwadzieścia pięć lat, to odpowiedni moment na urodzenie pierwszego dziecka, a także zostanie matką. Każda kobieta o tym marzyła.
– Dobrze? – Powtórzył wzgardliwie. – Nie wiesz, co mówisz!
– Więc mi wytłumacz – poprosiłam cicho. Pierwszy raz dziś dotknął mnie sam z siebie. Zamknął moje dłonie w swoich.
– Zostałem postawiony przed wyborem. Albo ona i dziecko, albo ty.
Z emocji zakręciło mi się w głowie. To, co przed chwilą powiedział, brzmiałonieprawdopodobnie. Ale jeśli miał wybierać, to oznaczało jedno: to było jego dziecko. Poczułam napływające do oczu łzy. Przecież było jasne, kogo wybierze… Tylko czy miałam prawo
11
do tego, by z nim nadal być? Czy miałam prawo odbierać tej małej jeszcze nienarodzonej istotce, ojca? Delikatnie i ostrożnie dotknęłam swojego płaskiego brzucha, gładząc go delikatnie i mając nadzieję, że kiedyś mi wybaczy.
– Wybór jest oczywisty – powiedziałam, walcząc z drżącym głosem i napływającymi do oczu łzami. – Wrócisz do niej i zajmiesz się waszym dzieckiem. – Aty? Co mam zrobić z tobą?
Tobiasz spojrzał na mnie tak jak zawsze. Zczuło - ścią, ale i bezbrzeżnym smutkiem woczach. Widzia - łam wnich również złamane serce, które podobno już zawsze, miało należeć do mnie.
– Zapomnij. – Podniosłam się z krzesła. – Nic więcej od ciebie nie chcę.
– Pozwól mi, chociaż odwieźć cię do domu. – Tobiasz również się podniósł. – Bo to ostatni raz, kiedy mnie w takim razie widzisz.
Chciało mi się wyć. Tobiasz zabrał jedzenie do samochodu wnadziei, że zjem po drodze, bo nawet kawałka nie tknęłam. Jednak wtym momencie nic i tak, nie przeszłoby mi przez gardło. Kiedy Tobiasz otworzył samochód, zajęłam miejsce pasażera. On usiadł na miejscu kierowcy. Odwrócił głowę w moją stronę, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział:
– Powiedz słowo, a zostanę z tobą.
12
Przez chwilę chciałam to zrobić, ale szybko uzmy - słowiłam sobie, że Eliza bez niego, nie da sobie rady. Ja miałam kochającą rodzinę, która mi pomoże, ale ona była sama. Oprócz Tobiasza nie miała nikogo. Powrót do niej to najlepsze, co może zrobić.
– Zawieź mnie do domu. – Nie miałam siły, dłu - żej walczyć z napływającymi łzami. – A później wracaj do niej.
– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Chciałam powiedzieć, że nie, ale nie mogłam. Odwróciłam od niego wzrok i rzekłam:
– Tak.
Pozwolenie muna to kosztowało mnie zbyt wiele sił. Wypuszczałam z rąk jedynego mężczyznę, z któ - rym mogłam być. Jedynego, z którym wiązałam przyszłość. Oparłam głowę o szybę i Tobiasz ruszył.
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
Ukończenie studiów na kierunku, związanym
z prawidłowym odżywianiem, wymagało ode mnie, pewnego rodzaju poświęcenia i samoza -
parcia. Początki ciąży nie były ani trudne, ani męczące. Nie wymiotowałam, nie byłam senna. Przechodziłam ją wręcz, wzorcowo. Jednak, kiedy brzuch zaczął rosnąć, coraz mocniej zaczęły doskwierać mi inne dolegliwo - ści, takie jak: ból krzyża, spuchnięte stopy i problemy ze snem związane z niemożnością zmiany pozycji na inną, niż leżenie na wznak. Po porodzie wcale nie było lepiej. Klara płakała każdej nocy, nie dając mi zmrużyć oka ani na chwilę. Bywały dni, że płakałam razem z nią. Najczęściej z bezsilności i bezradności, a gdy doszły do tego problemy z pokarmem, który zaczął zanikać, gdy mała skończyła trzy tygodnie, byłam bliska załamania. Uważałam,że jestem złą matką, bogdyby było inaczej, nie
14
musiałabymwłasnego dziecka karmić sztucznym. Wtedy na ratunek przychodziła moja mama. Podtrzymywała mnie na duchu, nie pozwalając zwariować. Dodatkowo namawiała również na urlop dziekański, sugerując, że za rok, gdy Klara podrośnie, będzie mi łatwiej. To była kusząca propozycja, jednak ambicje nie pozwoliły mi na nią przystać. Obiecałam sobie, że ukończę studia razem z innymi studentami z mojego roku, choćby, nie wiem co, i słowa dotrzymałam. Dlatego dzisiaj, trzymając klucze odwłasnej poradni dietetycznej, dumarozpierała mnie od środka. Zrobiłam to. Dopięłam swego. Spełniłam jedno z wielu marzeń na długiej liście.
– Jesteś zadowolona? – Błażej, mój brat podszedł do mnie, wręczając mi kwiaty. – Gratulacje.
– Dzięki – odparłam z szerokim uśmiechem, biorąc od niego kwiaty i wtykając wnie nos. – To niesamowite uczucie.
– Mogę się domyślić, bo to samo czułem, otwierając siłownię.
Wpierwotnym planie miał mi udostępnić biuro na gabinet, ale później spacerując z Klarą, zobaczyłam to miejsce i wiedziałam, że musi być moje. Nie było daleko odsiłowni Błażeja, więc współpraca nie powinna sprawiać nam problemów. Plan był właściwie prosty; mieliśmy swoich klientów odsyłać do siebie nawzajem i dzielić się zyskiem po połowie.
15
– Jestem szczęśliwa – powiedziałam, ocierając łzy wzruszenia z twarzy, bo oto wszystkie trudy, zostały wynagrodzone. – Od jutra mogę zaczynać. Spodziewałam się tłumów. Błażej zadbał o właściwą reklamę, mama również szepnęła kilka słów o mnie tu i tam. Przyszłość swoją i Klary widziałam w różowych barwach.
– Sukces wymaga świętowania. – Z kieszeni spodni wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz. – Karina kończy pracę za trzy godziny. Pójdziemy gdzieś coś zjeść i czegoś się napić. Co ty na to?
Nie miałamżadnych planów. Klara była umojej mamy i miała zostać aż do jutra. Oprócz samotnego wieczoru nie miałam nic do stracenia.
– Zarogiem otworzyli niedawno knajpę ze zdrowym jedzeniem – powiedziałam z uśmiechem. – Tomoże tam? Błażej wywrócił oczami, ale po chwili namysłu się zgodził. Ja i Karina miałyśmy na tym punkcie obsesję, i nie chodziło namo katorżnicze diety, tylko samą świa - domość tego, czym napychałyśmy żołądki.
– Jeśli jest tam piwo, to może być.
– Tylko korzenne. – Puściłam do niego oczko.
– Bezalkoholowe? – jęknął. – Przecież to profanacja i policzek dla browarów.
– Dasz radę.
– Nigdy w życiu.
16
Śmiejąc się, klepnęłam go w ramię. Dał się wkrę - cić. Wystarczyło, że zmuszałam go do odpowiedniego jedzenia. A pozbawiając innych przyjemności, zacho - wałabym się nieludzko, zwłaszcza że Błażej, był bardzo dobrym bratem. Nie odwrócił się ode mnie wtedy, kiedy potrzebowałam go najbardziej. Pomagał mi, wspierając na każdym etapie. Chodził ze mną do szkoły rodzenia, woził na każde badanie, a potem wpatrywał się w USG, obiecując, że zrobi co w jego mocy, by mała nigdy nie odczuła braku ojca. Naprawdę doceniałam to, jaki był dla mnie.
Od rozstania z Tobiaszem minęły dwa miesiące. Wszystko, niby było takie same, a jednak inne. Nie mogłam już do niego zadzwonić lub po prostu odwie - dzić wpracy. Patrzeć, jak grzebie przy samochodach, które uwielbiał i podawać kluczy, o które prosił. Nie mogłamgorównieżprzytulićanipocałować.Najprost - sze czynności, które wcześniejniesprawiałymitrudno - ści, teraz zaczynały ciążyć. Umyciewłosów czy zębów, stało się nie lada wyzwaniem. I wcale nie dlatego, że byłam wdrugim miesiącu ciąży, tylko dlatego, że tak bardzo za nim tęskniłam.
– Kaja? – Błażej usiadł obok mnie na kana - pie w salonie, gdzie siedziałam bez ruchu od kilku godzin. – Co robisz?
17
Wodpowiedzi wzruszyłam ramionami. Po co pytał, skoro widział?
– Oglądam telewizję. – W dłoni trzymałam pilota, zaciskając na nim palce.
– Telewizor jest wyłączony – powiedział łagod - nym głosem. Zamrugałam kilkukrotnie i dopiero wtedy dostrzegłam, że go nie włączyłam. Znów pogrążyłam się w myślach.
– Nie zauważyłam – wybełkotałam. – Chciałeś coś ode mnie?
Zkieszeni spodni wyciągnął białą kopertę i podał mi ją bez słowa. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
– Co to jest?
Przeciągnął dłonią po włosach. Nabrał powie - trza do płuc.
– Zaproszenie na ślub, ale nie musisz iść, jeśli nie chcesz. Tobiasz to zrozumie.
Momentalnie oczy napełniły się łzami. Tobiasz brał ślub. Miłość mojego życia, będzie przysięgała wierność innej kobiecie. Drżącymi dłońmi rozerwa - łamkopertę i wyjęłam z niej kartonik wkolorze kości słoniowej, który był złożony na pół. Rozłożyłam go i przeleciałam wzrokiem po zawartości. Tobiasz i Eliza mieli zaszczyt, zaprosić mnie na ceremonię ich zaślubin, która odbędzie się za dwa tygodnie.
18
– Dlaczego mi je dał? – zapytałam, odkłada - jąc zaproszenie. – Dlaczego chce, żebym w tym uczestniczyła?
Błażej opiekuńczym gestem przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Załkałam głośno. Brat przesunął z czułością po moich włosach. Wiedział, ile Tobiasz dla mnie znaczył, a moje cierpienie nie jest wymuszone, by inni się nade mną litowali.
– To nie on ci je dał, tylko Eliza. – Odciągnął mnie od siebie delikatnie. – Nie musisz tam iść. Nie powinnaś się teraz denerwować.
Inaczej sobie wyobrażałam moment zajścia w ciążę i z pewnością nie w wieku dziewiętnastu lat. Zawsze myślałam, że Tobiasz będzie przy mnie, i wspólnie będziemy cieszyć się z dziecka. A teraz za kilka miesięcy miałam zostać samotną matką. – Aty? – wychlipałam. – Idziesz na ich ślub? Błażej spuścił wzrok na swoje dłonie.
– Mambyć świadkiem. –Powoli dobierał słowa. – Nie chciałem, ale Tobiasz ubłagał mnie, żebym nim został. To mój przyjaciel, nie mogłem mu odmówić. Wbrew pozorom, rozumiałam to. Znali się od przedszkola, razem chodzili do podstawówki, gim - nazjum, a później technikum. Siedzieli w jednej ławce, zatem jak Błażeja mogłoby tam nie być?
– Tylko obiecaj mi, że nie powiesz muo dziecku.
19
– Uważam, że popełniasz błąd. On powinien wiedzieć.
Wstałam z kanapy. Wewnętrzny niepokój nie pozwolił mi tkwić dalej w miejscu.
– Obiecaj! – Podniosłam głos. – Ona, potrzebuje go bardziej niż ja.
– Obiecuję. Nic mu nie powiem – wymamro - tał niechętnie. – Będę milczał jak grób i patrzył spokojnie, jak mój przyjaciel, sam zaciska pętlę na własnej szyi, niszcząc sobie życie.
Tamtego dnia, leżąc wieczorem w łóżku i ponownie oglądając zaproszenie, postanowiłam wziąć się w garść, przestać całymi dniami snuć się po domuniczym widmo i zacząć żyć na nowo. Wkońcu miałamdla kogo. Dla niej. Odmomentu, gdy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski, wiedziałam, że to będzie dziewczynka.
– Kaja? – Błażej pomachał mi ręką przed oczami. – Mówię do ciebie od kilku minut. Wszystko gra?
– Tak – chrząknęłam. – Po prostu zamyśliłam się, mówiłeś coś?
Błażej spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Pytałem, czy cię podwieźć do domu.
Moje auto było wnaprawie od kilku tygodni i powoli zaczynałam tracić nadzieję na naprawę. Mechanik, któ - rego wzięłam z polecenia od koleżanki mojej mamy,
20
okazał się być kompletnym partaczem nieznającym się na swojej pracy. Kiedy przychodziłam zdecydowana, zabrać samochód i zawieźć go do innego warsztatu, pro - sił, żebym tego nie robiła, dając mujeszcze kilka dni. Za każdym razem tłumaczył się problemami osobistymi i brakiem części u dostawcy. A ja litując się nad nim, ulegałam, ale to nie mogło trwać wiecznie. Samochód był mi potrzebny.
– Jeśli możesz. – Kiwnęłam głową, wdzięczna za ofe - rowaną pomoc. – To bardzo chętnie.
– Ten mechanik, to jakiś kompletny debil – warknął wściekle. – Nie umie wymienić głupiego rozrusznika. Tyle razy przerabialiśmy ten temat, że miałam go powyżej dziurek w nosie. Dla Błażeja to było proste. Razem z Tobiaszem ukończył technikum mechaniczne, ale wprzeciwieństwie do swojego przyjaciela, nie lgnął do pracy wwarsztacie, tylko wolał zajmować się czymś, zupełnie innym. Odzawsze fascynował się ćwiczeniami fizycznymi i budowaniem sylwetki. Później zrobił kurs trenera personalnego, a na końcu otworzył siłownię.
– To może sam mi go wymień. – Zaproponowałam. – Przecież znasz się na tym.
Wodpowiedzi popukał mi wczoło. Nie licząc prak - tyk, które musiał odbyć, by mieć zaliczenie, w swoim zawodzie nie przepracował ani jednego dnia. Począt - kowo, chciał otwierać warsztat z Tobiaszem. Jeden
21
naprawiałby samochody, drugi załatwiałby zlecenia, ale skończyło się tylko na planach. Tobiasz wyjechał z Elizą, a Błażej zajął się tym, co sprawiało mu naj - większą przyjemność.
– Chodźmy. – Ruszył przed siebie. – Zawiozę cię do domu, a później pojadę na siłownię.
To był cały jego świat. Miał listę stałych klientów i gdyby nagle ją zamknął, wielu z nich czułoby się zawie - dzionych. Wkrótkim czasie udało musię stworzyć miej - sce, gdzie ludzie chcieli wracać, a to było najważniejsze.