Ewelina Włodarczyk


Zajączek Plączek

Ewelina Włodarczyk

ZAJĄCZEK PLĄCZEK


Zajączek Plączek, ISBN 978-83-66915-02-2

© Ewelina Włodarczyk, © Wydawnictwo Agrafka 2021 REDAKCJAI KOREKTA

Studio Grafpa, www.grafpa.pl

SKŁAD I ŁAMANIE

Studio Grafpa, www.grafpa.pl

OKŁADKA

Anna Szymeczek-Przybyło

ILUSTRACJE

Julianna Haftek

DRUK I OPRAWA

Print Group Sp. z o.o.

WYDAWCA

Wydawnictwo Agrafka

ul. Macierzankowa 15, 64-514 Przecław

www.wydawnictwoagrafka.pl

e-mail: wydawnictwo.agrafka@gmail.com

Tego grudniowego wieczoru – po raz pierwszy tej zimy – rozpętała się prawdziwa śnieżna zadymka. Wiatr kołysał gałęziami drzew, tańczył wpobliskim zagajniku i nawiewał potężne zaspy na polanach. Powietrze było mroźne, a aura złowroga. W taką pogodę nikt nie miał ochoty wystawiać nosa za drzwi ciepłego domu.

W wygodnej i ciepłej norce na skraju lasu Pani Zaję - czyca mocno wtulała się w objęcia Pana Zająca, który czule obejmował swoją ukochaną. Dzisiejszego wieczoru był szczególnie dumny z ciężkiej i mozolnej pracy, jaką wykonał u schyłku tego lata. Wedy to dzień po dniu budo - wał i ulepszał ich wspólną norkę. Starał się dopracować ją pod każdym możliwym względem, tak aby była nie tylko wygodna, ale przede wszystkim bezpieczna. Zapla - nował w niej kilka wejść i wyjść, w tym dwa awaryjne. Znalazły się tu przestronna i wygodna sypialnia z posła - niem wymoszczonym mięciutkim siankiem i kołderka wypchana puszkiem z mleczy, dwie dodatkowe sypialnie gościnne, iście zajęczy salon, pomieszczenie przeznaczone do codziennej toalety oraz spiżarnia.

Spiżarnia była ogromną chlubą Pani Zajęczycy, która skrupulatnie przez całe lato i ciepłą jesień zapeł - niała ją najpyszniejszymi zajęczymi smakołykami. Na drewnianych półkach leżały równiutko poukładane słodkie korzonki olchy i drabu, suszone liście i owoce dzikich malin oraz jeżyn, pachnące pigwowce, jabłka, gruszki, suszone grzybki i nasiona buczyny. Po drugiej stronie spiżarni stały w wiklinowych koszach zapasy siana z ziołami ze słonecznej polany, rumianek i macie - rzanka (na wypadek kataru) oraz ziemniaki, marchewki

3

i topinambur. W szczelnie zakorkowanych szklanych butelkach stały zapasy źródlanej wody na wypadek mroźnej, aczkolwiek suchej zimy. Tak, Państwo Zającz - kowie w tym roku spisali się na medal! Ich przezorność i zapobiegliwość zaowocowały wypełnioną po brzegi spiżarnią. Szczególnie w tak mroźną noc jak ta mogli ze spokojem drzemać w swoich objęciach, ocierać się noskami i czesać się nawzajem po lśniących futerkach. Byli w sobie szaleńczo zakochani i z niecierpliwością czekali na koniec zimy, który przyniesie pierwsze pro - mienie tak upragnionego słońca…

Niestety zima tego roku ani myślała tak szybko odpu - ścić! Mróz każdego ranka pozostawiał ostre igiełki na gołych gałęziach drzew i zasuszonych krzewach. Jeziorko znajdujące się nieopodal polany i łączący się z nim rów nadal skuwała gruba warstwa lodu. Wszędzie było cicho i biało. Świat pogrążył się w zimowym letargu, tak bardzo różnym od gwarnego, pełnego zgiełku radosnego lata. Dopiero w połowie marca pojawiły się pierwsze moc - niejsze promienie słońca, które zdołały rozpuścić oblo - dzone zaspy śnieżne. Wszystko zaczęło płynąć. Lód zelżał na stawie, rów i pobliska rzeka wypełniły się po brzegi wodą z topniejącego śniegu. Gdzieniegdzie odsłaniały się spore połacie czarnej ziemi, natychmiast zamieniając się w przy - jemne dla młodych dzików błoto. Pasiaste warchlaczki tarzały się teraz radośnie wpachnącym wiosną błotku! Ach! Co to była za uciecha po tygodniach siedzenia w mroźnych lasach, przebijaniu się ryjkiem przez grube warstwy śniegu w poszukiwaniu choćby marnego korzonka, który ukoiłby iście wilczy apetyt młodego dziczka.

4

Państwo Zającowie czuli się już znudzeni tym przymu - sowym odpoczynkiem i bezczynnością. Marzyli o porząd - nym rozprostowaniu swoich łapek i rozgrzaniu w biegu skoków, ale ponad wszystko tęsknili za ciepłym słońcem oraz smaczną i pożywną, szumiącą już na polach oziminą. Dość już mieli siedzenia w norce i czekali na upragnioną wiosnę!

Awiosna nadeszła gwałtownie wraz z roztopami i zapa - chem rozmrożonej ziemi. Na drzewach pojawiły się pierw - sze pączki, radosny świergot ptaków mieszał się z bzycze - niem rozbudzonych pszczół. Cały świat budził się do życia, słońce z dnia na dzień przygrzewało coraz mocniej i wspi - nało się coraz wyżej na niebie. Zima odeszła na dobre!

Wtym samym czasie Pani Zajączkowa poczuła się ina - czej niż zwykle. Coraz ciężej było jej się poruszać, szybciej się męczyła i – o zgrozo! – ciągle była głodna! Pan Zając żwawo zajął się porządkowaniem norki po zimie. Wymienił stare już posłanie, zastępując je nowym, uprzątnął starannie toaletę oraz zadbał o zapasy. Patrząc na swoją ukochaną, przeczuwał, że coś wisi w powietrzu, że coś ważnego nie - długo wydarzy się w ich zajęczym życiu.

Przeczucia Pana Zająca szybko się sprawdziły. Pew - nego popołudnia, po dość intensywnie spędzonym przez nich dniu, odpoczywali wspólne wich przytulnie urządzo - nym salonie, gdy nagle Pani Zajęczyca poczuła dziwne kopanie we własnym brzuszku! Brzuszku, który od jakie - goś czasu był coraz większy i większy. Początkowe zdzi - wienie i niedowierzanie ustąpiło miejsca nieopisanej radości. Zakochane zajączki szybko się domyśliły, że już niedługo ich rodzina się powiększy, a oni zostaną po raz

5

pierwszy… rodzicami! Pan Zając przyłożył swoje dłu - gie zajęcze ucho do brzuszka ukochanej, nasłuchując, co porabiają jego dzieci. Potem lekko pogłaskał brzuch Zaję - czycy łapką i łagodnym głosem powiedział:

– Hej, moje szkraby, to ja, wasz tatuś! Jak się dziś czu - jecie? Kocham was, maleństwa, i już nie mogę się was doczekać! Nie szalejcie zbyt mocno, bo mamusię będzie bolał brzuszek – zażartował.

Z tego wszystkiego Pani Zajączkowej, która ostatnio często się wzruszała, aż zakręciła się pod powiekami łezka wzruszenia. Tego wieczoru długo nie mogła zasnąć, roz - myślając nad tym, jak niedługo zmieni się ich rodzinne życie, i zastanawiając się, czy ze wszystkim dadzą sobie radę. Pan Zając nie miał takich obaw, a sen przychodził do niego w kilka chwil po przyłożeniu głowy do poduszki z topolowych puszków.

Minął miesiąc, a Pani Zajączkowa z trudem mogła się poruszać. Dobrze, że była zającem i nie nosiła butów, bo w tych okolicznościach z pewnością nie dałaby rady sama ich zasznurować. Ogromny brzuszek krępował jej ruchy, a małe zajączki coraz bardziej dokazywały.

Kilka dni później, po ciężkiej i wyczerpującej dla Pani Zajączkowej nocy, przy dzielnej asyście Pana Zająca na świat przyszły ich dzieci. Szczęśliwi rodzice powitali na świecie trzech synów i jedną córeczkę. Maluszki były prze - śliczne, delikatne i jeszcze całkowicie bezbronne.

Choć to rodzeństwo, różnili się od siebie bardzo. Od samego początku widać było, jakie cztery różne charaktery trafiły się Państwu Zajączkom. Jednak mądrzy i rozważni rodzice nie faworyzowali żadnego z dzieci. Przepełnieni

6