ROZDZIAŁ 1

 

– Mam dla ciebie zlecenie!

Donośny głos asystentki Nicka Baarsa uderzył w niego jak tornado. Wzdrygnął się i czapka, którą zasłonił twarz podczas drzemki, spadła na podłogę.

– Jezu, Eleonor! Chcesz, żebym dostał pieprzonego zawału? – rzucił do swojej pulchnej asystentki, wspartej o futrynę jego prowizorycznego biura.

Właściwie, prowizoryczne w jego życiu było wszystko, odkąd odszedł z Sił Powietrznych Marynarki Wojennej USA, gdzie latał przez ostatnie dziesięć lat na F16, jako major na lotniskowcu USS Eisenhower.

– Nic takiego się nie wydarzy, złociutki. Złego diabli nie biorą! – zaśmiała się, wprawiając swe obszerne kształty w falowanie.

Weszła do biura i zrzuciła nogi swojego siostrzeńca ze stolika. Nick był jej oczkiem w głowie, odkąd kilka lat temu straciła swoją siostrę i szwagra w wypadku samochodowym. Sama nie miała dzieci i wraz ze swoim mężem Johnem całą swoją miłość przelali na chłopaka.

– Taka mądra jesteś? – Łypnął na nią swoimi srebrnymi oczami, zbierając się z kanapy, na której spał przez ostatnie dwie godziny.

– Złociutki, nie chodzi o to, że jestem mądrzejsza, tylko żyję dłużej od ciebie i mam więcej doświadczenia.

– Aha! Zapewne masz rację. – Nick się przeciągnął. – Co to za zlecenie?

– Pilne! – Eleonor zerknęła na siostrzeńca znad okularów.

– Gdzie?

– Na Alasce – rzuciła, podsuwając mu pod nos formularz zgłoszeniowy.

– Żartujesz?! – Przystanął i wyszarpnął jej dokument z rąk.

– Absolutnie, nie. I jak mówię, że to pilne, to znaczy, że takie jest, więc zbieraj dupę.

– I dowiedziałaś się tego od zleceniodawcy?

– Nie dowiedziałam się, raczej zobaczyłam to w jej oczach.

– Jej? – Nick wodził wzrokiem za ciotką, która zaczęła robić porządki w jego prowizorycznym biurze. – Klientem jest kobieta?

– Tak. Piękna i młoda. Potrzebuje pomocy.

– Dla ciebie każda jest piękna i młoda, bo chcesz mnie zeswatać z każdą. Niedoczekanie, ciotuniu. – Zebrał swoją kurtkę pilotkę i ruszył do drzwi za Eleonor, która wyszła do małej recepcji, gdzie codziennie przyjmowała zlecenia.

Było ich całkiem sporo, odkąd podjął się tej roboty. Zerknął na dokument, gdzie w danych osobowych widniało nazwisko Hermiona Holmes.

– Kto, do cholery, w dzisiejszych czasach nosi imię Hermiona? – parsknął, marszcząc brwi w niedowierzaniu.

– Na przykład ja – odpowiedział mu bardzo seksowny, kobiecy głos.

Nick poderwał głowę do góry i zamarł, ponieważ przed nim stała najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widział. Zamrugał, jakby chciał się upewnić, że nie ma omamów wzrokowych, i zerknął na ciotkę, która unosząc kąciki ust, poprawiając okulary na nosie, przekazała mu bezdźwięcznie: „a nie mówiłam!”. Wrócił wzrokiem do nieznajomej i mierząc ją z dołu do góry, stwierdził, że nie wie, co ma powiedzieć.

Kobieta również była wyraźnie zmieszana, ale postanowiła odezwać się pierwsza:

– Potrzebuję lotu do Anchorage. Jak najszybciej. – Przełknęła, wyraźnie zdenerwowana.

Nick otrząsnął się i zastanowił chwilę, ponieważ wyglądała na przestraszoną, a nie tylko zdenerwowaną. Instynkt podpowiadał mu, że będą z tego kłopoty, ale taki kurs nie zdarza się często, choć na brak pieniędzy aktualnie nie narzekał.

– Najszybciej może być dopiero jutro. Muszę przygotować maszynę, to długi lot i trzeba będzie też wylądować w Kanadzie, żeby zatankować.

– To zdecydowanie za długo… zapłacę dodatkowe pieniądze, tylko proszę skrócić ten czas do minimum. – Kobieta obejrzała się za siebie.

– Nie ma mowy, to wymaga czasu…

– Nie obchodzi mnie to, skoro nie chcecie kasy, to może ten argument do was przemówi. – Wyjęła berettę i skierowała ją w stronę Eleonor i Nicka. Oboje zdrętwieli, ale zachowali spokój.

– Życie ci niemiłe? – zapytał dziewczynę.

– Właśnie usiłuję przeżyć – odparła, machając bronią.

Miał rację, wyraźnie czegoś się obawiała i musiał coś szybko wymyślić, ponieważ uważał, że kombinacja kobiety z pistoletem równa się pewnej katastrofie. Był pewny, że ktoś skończy z kulką. W tym momencie Eleonor odchrząknęła, co zmusiło go do zerknięcia na ciotkę.

– Złociutki, możesz wziąć przecież Virusa. Jest zatankowany. Prawda?

– Przecież dopiero go testuję… – Ciotka kopnęła go w kostkę i o mało nie zawył z bólu.

– No właśnie, będziesz miał okazję sprawdzić, jak zachowuje się na takiej trasie.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. Sprawdzałaś pogodę? – Mrugnął do niej, aby przesunęła się w stronę biurka i ułatwiła mu dostęp do szuflady, gdzie zawsze trzymała swojego glocka.

– Tak. Przez najbliższe dwanaście godzin na niebie będzie istna sielanka.

– Bardzo dobrze się składa, bo będę musiał lądować w Calgary. – zwrócił się do kobiety. – Czy chciałaby pani zatrzymać się w Calgary na nocleg, czy to nie ma znaczenia i po dotankowaniu od razu polecimy na Alaskę?

– Cóż, jeśli o mnie chodzi, to naprawdę chciałabym się jak najszybciej dostać do Anchorage – odpowiedziała, starając się ukryć drżenie głosu.

Nick uważnie przyjrzał się kobiecie i stwierdził, że wcale nie jest starsza od niego. Wręcz przeciwnie, kiedy miała na twarzy wypisane wszystkie targające nią emocje, wydawała się bardzo młodą dziewczyną.

– W porządku. W takim razie za dwadzieścia minut startujemy, będziemy musieli poprosić służbę graniczną o sprawdzenie pani tożsamości i po uiszczeniu opłaty Eleonor – wskazał na ciotkę – będziemy mogli wystartować.

– Służbę graniczną? – powtórzyła za Nickiem zaskoczona, kiedy ruszył powoli, kierując się w stronę hangaru.

– Tak, kochaniutka – odezwała się Eleonor, przyglądając się dziewczynie. – Czy to jakiś problem?

– Nie, skąd. Zapomniałam, że przecież porywam samolot z pilotem, żeby opuścić Stany… po prostu nie pomyślałam, stąd moje pytanie. – odparła z sarkazmem w głosie.

– Okej. Tak właśnie myślałam. – Eleonor również z sarkazmem rzuciła pod nosem i podniosła słuchawkę, a Skylar ryknęła.

– Nie ma, kurwa, mowy! Żadnej straży!

– Nie dolecimy nawet do końca pasa startowego, jak zdejmą nas myśliwce obrony powietrznej – odezwał się Nick. – Jeśli chcesz zerwać się stąd jak najszybciej, radzę ci zrobić to, co proponujemy i schować tę „pukawkę ” – dokończył, bacznie obserwując dziewczynę.

– Jezu, to nie miało się posypać na lotnisku. Miałam wszystko przemyślane… ale straż graniczna? – lamentowała pod nosem, wymachując pistoletem.

– Kochaniutka, schowaj ten śliczny rewolwer, bo na Dziki Zachód mamy daleko, i pozwól sobie pomóc – przekonywała niepewnie Eleonor, nerwowo zerkając na siostrzeńca.

– Zadzwoń, proszę, do kogoś, kto zrobi odprawę, ale pamiętaj, że jak mnie wydacie, będzie to ostatni dzień w pracy tej osoby. To jest skomplikowane… ale ja muszę się wydostać jak najszybciej z Chicago. Tu naprawdę chodzi o moje życie… tak jakby. – Potarła policzek nadgarstkiem.

 

Była w potrzasku i niestety musiała posłuchać tych ludzi.

Eleonor zadzwoniła do swojego męża Johna, który pełnił dzisiaj dyżur na posterunku straży na lotnisku. Wzywając go do kontroli klientki, nie spuszczała z niej wzroku. Była pewna, że dziewczyna ma jakiś problem. Miała tylko nadzieję, że nie z głową i że nie jest przestępczynią, bo naprawdę podobała jej się, pasowałaby do Nicka. Liczyła, że przyjmując to zlecenie, pomogła siostrzeńcowi, a nie wplątała go w kłopoty. Czyżby pierwszy raz w życiu jej intuicja ją zawiodła? Zerknęła ukradkiem na Nicka z przepraszającą miną, ale widząc jego wzrok, przełknęła głośno i zganiła się w duchu za swoją głupotę. Stał sztywno i nie drgnął ani na moment, kalkulując ewentualny skok na dziewczynę w celu obezwładnienia jej. Cholera, pomyślał. Nigdy nawet nie wyobrażał sobie takiej sytuacji w swoim własnym biurze! Co innego krótkie szkolenie pilotów w razie ataku terrorystycznego na lotniskowiec, a co innego piękna dziewczyna z obłędem w oczach czająca się z gotową do strzału berettą. Chryste Panie, czy ona chociaż miała pojęcie, jak się ją posługiwać? Był zdenerwowany nie na żarty.

Hermiona, cóż w normalnych warunkach sama śmiałaby się z tego imienia, ale w tej chwili chciała jak najszybciej wzbić się w niebo i opuścić kraj. Znała wszystkie możliwości swojej rodziny i wiedziała, że niedługo trafią tu w pogoni za nią. Miała coraz mniej czasu. Na szczęście pod drzwi biura „Baars Flight’s” właśnie podjechał hammer straży granicznej i wysiadł z niego przystojny mężczyzna w średnim wieku. Wszedł do środka i przywitał ją skinieniem głowy. Podszedł do Eleonor i ucałował ją mocno, klepiąc w pulchny pośladek. Hermiona uniosła brwi z zaskoczenia na zażyłość, jaka była pomiędzy tymi dwojga, choć szczerze przyznała, że kobieta była bardzo piękna i lekka puszystość kształtów oraz króciutko ścięte włosy dodawały jej atrakcyjności. Kobieta pacnęła mężczyznę w ramię i kiwnęła w stronę dziewczyny.

– To klientka Nicka. Lot na Alaskę. Natychmiastowy. Niecierpiący zwłoki.

Mężczyzna spojrzał na żonę, która dziwnie się wysławiała i miała nerwowy tik – cały czas wskazywała głową na dziewczynę. Podszedł do Hermiony i przywitał się, uchylając swoją dżokejkę.

– Witam panią, major John Rapido ze straży granicznej USA, proszę o dokumenty. Jeśli nie ma pani paszportu, to wystarczy dowód lub prawo jazdy. Jest pani z Chicago?

– Tak, mieszkam tu od urodzenia. – Potrząsnęła głową, nerwowo przeszukując plecak w poszukiwaniu dokumentów, całkowicie zapominając o trzymanej w ręku broni.

John uniósł brwi wysoko na czoło i gdyby nie linia włosów, zapewne wyleciałyby, całkiem opuszczając jego twarz. Złapał za swój pistolet i powoli wyjął go z kabury, nie spuszczając wzroku z kobiety. Kiedy w nią wycelował, spojrzał na żonę, która wzruszyła ramionami, przygryzając nerwowo wargę, a następnie na Nicka, który ze stoickim spokojem, wręcz znudzony, obserwował dziewczynę, grzebiącą w plecaku.

– Miałam je na wierzchu – mamrotała pod nosem, pamiętając, jak wkładała do plecaka dokument na swoje prawdziwe nazwisko, i zastanawiała się, jak pani Eleonor zareaguje na ten fakt. Znalazła portfel, wyjęła prawo jazdy i wtedy zauważyła wycelowaną w siebie broń.

– Och! – sapnęła, kiwając swoją berettą. – Nie miałam zamiaru strzelać ani nic z tych rzeczy… naprawdę nie chcę nikogo skrzywdzić. Tylko muszę już wylecieć z Chicago. Proszę mnie zrozumieć. Muszę! – Skierowała broń w podłogę.

– Rozumiem. Proszę o zachowanie spokoju…

– Nie mogę być spokojna, kiedy uciekam!!! Niech już ktoś idzie po ten samolot!

– Właśnie zamierzam to zrobić… – odezwał się Nick.

– Jeśli zadzwonisz na policję, to… to ja na pewno coś podziurawię, jestem bardzo dobra w strzelaniu.

Zapewne, pomyślał chłopak i szybko ruszył do drzwi prowadzących do hangaru.

– Okej – odezwał się strażnik. – Postaram się szybko sprawdzić pani dane i od razu polecicie – odchrząknął John. – Zatem… – Ponaglił ją machnięciem swojej broni, żeby podała mu dokument tożsamości.

Przekazała go strażnikowi i czekała, nie przestając się nerwowo odwracać, szukając jakichkolwiek oznak, że ludzie van Akkera lub jej ojca ją dopadli.

– Pani Skylar Roberts, data urodzenia… – Mężczyzna zmarszczył brwi i poderwał głowę, spoglądając na zestresowaną dziewczynę.

– Pierwszy maja dziewięćdziesiąty dziewiąty…

– Roberts? – powtórzył nazwisko z niedowierzaniem. – Ta Roberts?

Kiwnęła szybko głową. Eleonor zbliżyła się i machnęła formularzem zgłoszenia lotu, podając go mężowi.

– A skąd wzięła się Hermiona? – Uniosła pytająco brew na dziewczynę.

– Z Harry’ego Pottera? – Skylar odpowiedziała pytaniem.

– Tak właśnie mi się wydawało – odparł John, zerkając na żonę znad dokumentu – że gdzieś już słyszałem to imię. Nazbyt rzucające się w ucho, wolałbym na przykład coś w stylu Anna lub Lana.

– John! – Eleonor szturchnęła go. – Odpraw Skylar, niech będzie Hermiona. Panienka wyraźnie chce jak najszybciej wydostać się z kraju, a Nick już wyprowadził Virusa. – Po jej słowach cała trójka spojrzała przez oko na nowiusieńką, ultralekką, dwuosobową awionetkę firmy SkyDreams, która obecnie podbija amerykańskie niebo.

– Poważnie? – zapytała dziewczyna z przerażeniem w oczach, wskazując pistoletem na minisamolocik. – On chce mnie wpakować w to coś? Przecież wystarczy silniejszy powiew wiatru i zamiast na Alaskę, trafimy na Wielki Mur Chiński!

– Nie no, tak źle nie będzie – odezwał się nagle John, mrugając do niej. – Ten chłopak to bohater wojenny, Hermiono, lata jak sam wściekły szatan…

– Jezus! Zabije nas? Takim czymś walczył, gdzie, w Afganistanie? – parsknęła Skylar.

– Nie no… tym to się bawi. Latał na Eisenhowerze w F16 przez dziesięć lat, kochaniutka, i dotarł do stopnia majora. – Zerknął na swoje pagony. – Co jest kompletnie niedorzeczne, za swoje zasługi powinien być już admirałem.

– Rozumiem pańską dumę, jesteście rodziną?

Treść tylko w pełnej wersji książki.